Międzywodzie 2002
|
|
" Wakacyjne spotkanie z Chrystusem " Jak
co roku tak i tym razem wybrałam się na obóz do Międzywodzia. Z uśmiechem
na twarzy przyszłam na zbiórkę przed kościołem w Łodzi, gdzie
oczekiwała już
liczna grupa młodzieży
oraz odprowadzających ich bliskich. Po krótkiej modlitwie wyruszyliśmy
całą grupą - pod opieką brata Franciszka - na Dworzec Fabryczny. W
Warszawie z niecierpliwością oczekiwaliśmy autokarów z Cegłowa i Mińska
Mazowieckiego, którymi miała przyjechać najliczniejsza
grupa uczestników obozu. Gdy
wszyscy obozowicze - z różnych, bardzo odległych parafii -
dotarli już na miejsce zbiórki na Dworcu Wschodnim w Warszawie wyruszyliśmy całą grupą do pociągu i tym sposobem
następnego dnia znaleźliśmy się w Międzyzdrojach, skąd mieliśmy
pojechać do upragnionego Międzywodzia. Na
miejscu, po przydzieleniu namiotów, rozpoczęło się gorączkowe
rozpakowywanie bagaży i wtedy okazało się kto, czego nie wziął. Jednak
nie było osoby, która nie wzięła śpiwora, najbardziej niezbędnej
rzeczy na obozie pod namiotami, gdzie spaliśmy na tzw.
"kanadyjkach". Ogólnie rzecz biorąc nikt nie narzekał na
warunki. Na
początku obozu nie sprzyjała nam pogoda, jednak w drugim tygodniu polepszyła się, aczkolwiek nie do końca. Podobnie jak w zeszłym roku tak
i w tym nasze namioty zostały zalane, aż do tego stopnia, że konieczne było
wylewanie wody oraz okopanie namiotów. Niezbędne też okazało się
kopanie dołów na środku obozu, w czym bardzo pomocni okazali się nasi
starsi koledzy. Szybko
jednak zapomnieliśmy o naszych troskach i kłopotach, gdy nastały ciepłe
dni. Wtedy dopiero poczuliśmy, że jesteśmy nad morzem. Rozpoczęły się
długotrwałe kąpiele w morzu i również niekrótkie leniuchowanie na
rozgrzanym piasku. Pobyt na plaży dodatkowo został urozmaicony konkursem
na rzeźbę z piasku. Wielu uczestników obozu wykazało się talentem
plastycznym budując mnóstwo ciekawych rzeźb. Niemałym
powodzeniem cieszyły się także wyprawy do miasta, skąd każdy wracał z
pustym portfelem. Jednak nie to stanowiło największą atrakcję, ponieważ
każdy z niecierpliwością oczekiwał tak upragnionego wyjazdu do "Heide-Parku"-
najpopularniejszego wesołego miasteczka w Niemczech. Z uwagi na to że,
nasz obóz liczył ok. 140 osób, zostaliśmy podzieleni na 3 grupy, które
po kolei miały wyruszyć do "Heide-Parku". Tak więc kiedy przyszła
kolej na moją grupę, podskakiwałam z radości, ponieważ rzadko zdarza się
okazja, żeby przeżyć taką przygodę. Po
dosyć ciężkiej podróży oraz drobnym posiłku znaleźliśmy się przed
wejściem do wesołego miasteczka. Od tej pory rozpoczęła się
niezapomniana przygoda. Niemal natychmiast wraz z koleżankami ruszyłam w
kierunku największej na świecie ósemkowej, drewnianej kolejce górskiej,
która pędziła z prędkością 120km/h i zjeżdżała w dół z wysokości
60m. Nie ominęłam też przejażdżki
na rozmaitych zjeżdżalniach wodnych oraz szalonych karuzelach. Krótko mówiąc
pobyt w "Heide-Parku" dostarczył wspaniałych przeżyć, które
na długo pozostaną w naszej pamięci. Chociaż
po powrocie do Międzywodzia wszyscy tęsknili za wesołym miasteczkiem, to
i tak po niedługim czasie każdy z powrotem zagłębił się w rodzinnej
atmosferze panującej na obozie. Nastrój ten szczególnie udzielał się
wszystkim podczas modlitw wieczornych, które kończyły się wspólnym śpiewaniem,
przy akompaniamencie gitary. Oprócz
codziennych wypraw nad morze i do miasta, pobyt w Międzywodziu to również
niezapomniany chrzest "kotów", festiwal piosenki
religijnej, mecze piłkarskie oraz liczne konkursy m.in. czystości. Dodam
jeszcze, że przez krótki czas w naszym obozie gościli: biskup Jabłoński
z Łodzi oraz kapłani z Leszna i Woli Cyrusowej. Dni mijały nadzwyczaj prędko, a koniec obozu zbliżał się wielkimi krokami. Aż wreszcie nadszedł dzień wyjazdu, w którym musieliśmy się pożegnać. Każdemu towarzyszył ponury nastrój, jednak pocieszała nas myśl, że spotkamy się za rok lub ....wcześniej - na spotkaniach poobozowych. Mam nadzieję, że rzeczywiście tak będzie... Ania |
"Zobaczcie jaką miłością..."
|